Przemywałam oko solą fizjologiczną i czekałam na poprawę. Nie następowała.
– Weź lupę i obejrzyj moje oczy w okolicy dolnej powieki – poprosiłam męża. – Coś jest nie tak z rzęsami. Zamiast w dół, rosną ci do góry... – usłyszałam.
– Muszę je pani wyrwać pęsetą, bo długotrwałe drażnienie jest niebezpieczne dla rogówki oka – powiedziała okulistka, do której poszłam. Myślałam, że uporałam się z problemem. Ale po 4 tygodniach rzęsy odrosły i znowu trzeba było je wyrywać...
Po dwóch latach miałam dość. Dowiedziałam się, że rzęsy na stałe można usunąć metodą elektrolizy. Zdecydowałam się na zabieg.
W szpitalu, po podaniu kropli znieczulających, lekarz do każdej rzęsy, a dokładnie jej mieszka włosowego wprowadzał cieniuteńką igłę podłączoną do prądu o niskiej częstotliwości. Na 3 sekundy puszczany był prąd, który niszczył rzęsę.
– To była koronkowa robota, trwała 3 godziny! – opowiadałam mężowi.
Cały mój problem miał niewątpliwie jeden plus, ponieważ co miesiąc musiałam chodzić do okulisty. Pani doktor wykryła u mnie początki jaskry. Rozwój choroby udało się powstrzymać! Muszę tylko systematycznie zakraplać do oczu specjalne krople.
Aliny Szewczyk z Radachówki wysłuchała Anna Zaborska